*L*I*L*Y*
Stałam przed wielkimi wrotami. Było cicho i zapadał zmrok. W końcu drzwi się otworzyły. I dobrze, bo było mi coraz zimniej. Z zamku na dodatek wydobył się chłodny podmuch. Przede mną stała postać przypominająca mężczyznę. Lekko dygnęłam i przywitałam się:
- Witam. Nazywam się Liliana ...
- Lily Mond? - dokończył zimno mężczyzna.
- Tak. Podobno mieszka w tym zamku mój wuj, Are?
- Wejdź - odpowiedział człowiek.
Od razu wydał mi się zimny i nieprzyjemny. Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, ale chyba nie musiał go robić. Cicho podniosłam mój bagaż i dogoniłam go.
- Przepraszam cię - powiedział - zapomniałem się przedstawić.
"W samą porę" - przeszło mi przez myśl.
- Nazywam się Are Mond i zdaje się jestem twoim wujem. - Powiedział to tak nienaturalnie i chłodno jakby obojętnie. Od razu go znienawidziłam. I choć było bardzo ciemno ujrzałam jego bladą twarz. Była przepracowana. Przez chwilę myślałam, że praca go wykańcza, ale to chyba nie było to.
Poszłam za nim, gdy nagle stanęłam patrząc na piękny obraz. Wuj nie zatrzymał się więc szybko musiałam za nim biec. Doszliśmy do schodów i wspięliśmy się na szczyt. To było wieża jak się później okazało. Are zaświecił światło i ujrzałam piękny, mały pokoik. Wuj wyszedł i usłyszałam na schodach jego kroki. Rozejrzałam się po pokoju. Wydawał się taki piękny, ale czułam, ze skrywa jakąś tajemnicę, o której dowiem się w swoim czasie. Teraz pomyślałam o całym zamku. Po co wujowi taka twierdza? I czemu moi rodzice mi o nim nie powiedzieli? No i pozostają jeszcze jego myśli. Nic nie odczuwam, tak jakby on nie miał zmartwień, pragnień itp. Wyjrzałam na zewnątrz. Wszędzie rosły drzewa i pięły się winorośle. "No to fajne życie mnie czeka" - pomyślałam. Usiadłam na łóżku i rozpakowałam ubrania. Schowałam je do kufra przed łóżkiem. Popatrzyłam na zegar. Dochodziła dwudziesta druga w nocy. Ubrałam piżamę czy jak to tam nazwać i położyłam się spać. Jutro czekało mnie poznawanie nowego domu.
*A*R*E*
Schodząc na dół myślałem o Lily. Nie było mi jej żal. W ogóle nie przejmowałem się jej losem. Była jak tysiące ludzi w Norwegii. Ale było coś w je oczach, coś innego. "Nie będę zaprzątał sobie tym głowy" - pomyślałem i wszedłem do biblioteki. Popatrzyłem na księgę leżącą na biurku i zamknąłem ją odkładając na miejsce. Popatrzyłem w stronę dużego obrazu nad biurkiem i poczułem się obserwowany lecz w pokoju nie był żywej duszy, ale mogła być nieżywa.
- Czego znowu ode mnie chcesz? - zapytałem. Nikt nie odpowiedział, ale usłyszałem podmuch wiatru.
- Niczego. Przyszłam cię odwiedzić - powiedział jakiś głos, a później ujrzałem piękną kobiete odzianą w suknię. Przybyła jako duch. Okno otworzyło się szerzej.
- Nela rozmawialiśmy już o tym twoim przychodzeniu znienacka - odparłem.
- Znienacka? Ha ha. Przecież przychodzę w bardzo ważnej sprawie.
- A mianowicie?
- Chodzi o Lily. - Odparł anioł.
- A o nią - odparłem obojętnie.
- Powinna cię bardziej obchodzić. Jest Naznaczona.
- To nie możliwe. Od setek lat nie było Naznaczonych. To tylko legenda.
- Tak myślisz?
- Tak.
- Więc żegnaj.
- Też się cieszę, że już idziesz.
- Znowu zaczynasz? - zdenerwowałam się Nela.
- Jakżebym śmiał - powiedziałem, a anioł znikł.
Poszedłem do sypialni. Zgasiłem światło i zacząłem myśleć. A jeśli Nela miała rację? Jeśli Lily jest Naznaczona co wtedy?
sobota, 22 lutego 2014
piątek, 14 lutego 2014
Rozdział 2 Zamek ze złamanym sercem
Lily, a właściwie Liliana miała piętnaście lat. "Jak ten czas szybko mija" - mówili nieraz Kaleb i Sonia. Nie tak dawno ich córeczka była taka mała, a teraz wchodziła w dorosłe życie. Trochę niepokoiło to jej rodziców, ponieważ tutaj w wiosce na pewno nie znajdzie dobrego kandydata do małżeństwa, a to oznacza, że wyjedzie i możliwe, że w ogóle do nich nie wróci. No bo po co. Skoro w mieście będzie miała dobrze to przecież może tam zostać.
Kaleba najbardziej martwiło to, że Lily ich zostawi, a bez niej sobie nie poradzą z gospodarstwem. A jeżeli nie będą sobie z niczym radzili to nie zarobią pieniędzy na jedzenie dla siebie i zwierząt.
To jednak nie był największy problem, bo najbardziej w głębi duszy Kaleb nie martwił się o mała zagrodę, ale o córkę, która była taka cicha. Trudno byłoby jej się przyzwyczaić do gwaru miasta. Ona przecież nie należy do tych osób, które kochają huk. Lily to spokojna dziewczyna. Spokojna i pomocna.
Dzień zapowiadał się słonecznie gdy pierwsze promyki słońca wdarły się do maleńkiego pokoju na poddaszu. Ptaki ślicznie ćwierkały, a kolorowe motyle zaglądały do okienka młodej dziewczyny, która teraz przebudzona leżały w białej pościeli na łóżku. Miała ona czarne włosy wyglądające w tej chwili jak rozżarzone węgielki w tym świetle słońca. Leżała i marzyła.
Nagle rozległ się głos z dołu. To wołała ją matka do codziennych obowiazków. Lily szybko ubrała się i zeszła do wołajacej ja matki. Sonia kazała nakarmić jej kury i świnie po czym wyprowadzic krowę na pastwisko. Lily szybko zjadła śniadanie i wyszła na dwór. Wyszła z domu i skierowała się do stajni. Wzięła wiadro z paszą i poszła nakarmić świnie. Później wzieła ziarno i kury. Wyszła na pastwisko i wzięła krowę. Pasąc ją robiła wianek z kwiatów.
Rosły tam maki i stokrotki.
Wtem Lily usłyszała krzyk. Nie rozpoznała nadawcy, ale zmartwiła się bardzo. Szybko pobiegła. Była daleko. Musiała biec przez las i łąkę. Czuła, żer stało się coś strasznego. Był ciepły wieczór. Gdy biegła przez łąkę wiatr rozwiewał jej piękne włosy, a ona czuła na twarzy jego chłodną naturę.
Kiedy wreszcie dobiegła, stanęła pod drzewem i omal nie zemdlała. Jej dom stał w płomieniach. Wszędzie widziała ludzi z wiadrami wody. Lily wybuchła płaczem. Zaczęła biec w stronę drzwi. Nagle ktoś ją powstrzymał. Wtedy zrozumiała i zaczęła krzyczeć:
- Mamo!!! Tato!!! - ale nikt jej nie odpowiedział.
Minęło kilka dni po tamtej smutnej nocy. Lily często patrzyła na ruiny swojego domu. Nie mogła spać po nocach, bo wciąż myślała o najgorszym dniu w jej życiu.
Tydzień po tym wydarzeniu odbył się pogrzeb Kaleba i Soni. Wszyscy byli ubrani w czarne, żałobne stroje i ze złamanymi sercami szli w stronę cmentarza. Szła cała wieś towarzysząc Lily w tym smutnym dniu. Dziewczyna cały czas miała łzy w oczach. Gdy wróciła do domu, w którym mieszkała, a był to dom sąsiadki zauważyła list zaadresowany do niej.
Otworzyła kopertę i zaczęła czytać:
Kaleba najbardziej martwiło to, że Lily ich zostawi, a bez niej sobie nie poradzą z gospodarstwem. A jeżeli nie będą sobie z niczym radzili to nie zarobią pieniędzy na jedzenie dla siebie i zwierząt.
To jednak nie był największy problem, bo najbardziej w głębi duszy Kaleb nie martwił się o mała zagrodę, ale o córkę, która była taka cicha. Trudno byłoby jej się przyzwyczaić do gwaru miasta. Ona przecież nie należy do tych osób, które kochają huk. Lily to spokojna dziewczyna. Spokojna i pomocna.
Dzień zapowiadał się słonecznie gdy pierwsze promyki słońca wdarły się do maleńkiego pokoju na poddaszu. Ptaki ślicznie ćwierkały, a kolorowe motyle zaglądały do okienka młodej dziewczyny, która teraz przebudzona leżały w białej pościeli na łóżku. Miała ona czarne włosy wyglądające w tej chwili jak rozżarzone węgielki w tym świetle słońca. Leżała i marzyła.
Nagle rozległ się głos z dołu. To wołała ją matka do codziennych obowiazków. Lily szybko ubrała się i zeszła do wołajacej ja matki. Sonia kazała nakarmić jej kury i świnie po czym wyprowadzic krowę na pastwisko. Lily szybko zjadła śniadanie i wyszła na dwór. Wyszła z domu i skierowała się do stajni. Wzięła wiadro z paszą i poszła nakarmić świnie. Później wzieła ziarno i kury. Wyszła na pastwisko i wzięła krowę. Pasąc ją robiła wianek z kwiatów.
Rosły tam maki i stokrotki.
Wtem Lily usłyszała krzyk. Nie rozpoznała nadawcy, ale zmartwiła się bardzo. Szybko pobiegła. Była daleko. Musiała biec przez las i łąkę. Czuła, żer stało się coś strasznego. Był ciepły wieczór. Gdy biegła przez łąkę wiatr rozwiewał jej piękne włosy, a ona czuła na twarzy jego chłodną naturę.
Kiedy wreszcie dobiegła, stanęła pod drzewem i omal nie zemdlała. Jej dom stał w płomieniach. Wszędzie widziała ludzi z wiadrami wody. Lily wybuchła płaczem. Zaczęła biec w stronę drzwi. Nagle ktoś ją powstrzymał. Wtedy zrozumiała i zaczęła krzyczeć:
- Mamo!!! Tato!!! - ale nikt jej nie odpowiedział.
Minęło kilka dni po tamtej smutnej nocy. Lily często patrzyła na ruiny swojego domu. Nie mogła spać po nocach, bo wciąż myślała o najgorszym dniu w jej życiu.
Tydzień po tym wydarzeniu odbył się pogrzeb Kaleba i Soni. Wszyscy byli ubrani w czarne, żałobne stroje i ze złamanymi sercami szli w stronę cmentarza. Szła cała wieś towarzysząc Lily w tym smutnym dniu. Dziewczyna cały czas miała łzy w oczach. Gdy wróciła do domu, w którym mieszkała, a był to dom sąsiadki zauważyła list zaadresowany do niej.
Otworzyła kopertę i zaczęła czytać:
"Droga Lily"
Nigdy nie wiadomo co się stanie. Czy umrzemy ze starości czy też coś nam się przydarzy.
Zawsze chcieliśmy o ciebie dbać. Od małego byłaś inna, różniłaś się od nas, ale my zawsze cię
kochaliśmy bez względu na to jaka jesteś i jak wyglądasz. Byłaś naszym małym, kochanym aniołkiem.
Teraz jeśli czytasz ten list wiesz, ze nas już nie ma na Ziemi, ale jesteśmy
w Twoim sercu. Pamiętaj o nas.
Zostałaś sama? To nieprawda. Przyjedzie po ciebie powóz i pojedziesz do mojego brata Arego.
Nigdy go nie widziałaś ani nie poznałaś, ale jesteśmy razem z mamą dobrej myśli, że go
jednak go polubisz. On tez jest inny. Zawsze się wyróżniał. Myślę, że on ci pomoże dostrzegać
Twój dar. To był dla nas zaszczyt wychowywać ta piękne i pomocne dziecko.
My zawsze przy Tobie jesteśmy. Nie bój się nowych rzeczy.
Kiedyś znów się spotkamy i tam już nie będziemy cierpieć.
Całujemy mocno:
Tata
i Mama.
<3
Łza nagle kapnęła na papier. Lily cicho patrzyła na list. Zawołała posłańca i dała mu karteczkę z adresem domu wuja Arego, a ona sama zaczęła się pakować. Schowała list i wzięła walizkę. Zaczęła szukać po szafie najpotrzebniejszych rzeczy.
Dwa dni później już jechała powozem prowadzącym do wuja. Lily myślała co powie gdy już go spotka. Co zrobi, jak się ma zachować, czy wuj w ogóle ją chce? Nie wie tego, ale zaprosił ją tutaj.
Ku jej oczom ukazał się stary zamek. Brama była lekko uchylona. Woźnica powiedział:
- To tutaj, ale dalej panienka musi iść sama. Are nie przepada za gośćmi, więc ja nie będę się wpychał w jego posiadłość. Powodzenia.
- Dziękuję za wszystko. A powodzenie na pewno mi się przyda - odparła cicho dziewczyna i przeszła przez bramę. Niedługo potem stała przed wrotami zamku. Zauważyła potężną kołatkę. Wreszcie odważyła się zapukać. Co ona będzie robić w tym zamku? Co ją tu czeka? Wielka niewiadoma stała przed tą młodą dziewczyną. Tylko czy ten zamek jest na tyle by pomieścić złamane serce tego dziecka?
___________________________________________________________
- Dziękuję za cierpliwość
- Życzę wszystkim wesołych walentynek
- <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)